Wyprawy motocyklowe

Nasz kanał na YOUTUBE

Do Malborka przez Bornholm i Szwecję !!

Termin:        3-6.Czerwca.2010

Uczestnicy:  Igor + Dorota

                      Magda Krzysztof T

                      Radek

Kilometry motocyklowe:  1600

Trasa:    Warszawa- Szczecinek- Połczyn Zdrój- Świnoujście-Ystad-Ronne-Ystad-Karlskrone-Gdynia-       Sopot-Malbork-Warszawa 

Trasa po Bornholmie:   Ronne- Aakirkeby- Nexo- Svanake- Gudhjem- Hammershus- Hasle- Ronne

 

 

Inicjatorem, pomysłodawcą i głównym organizatorem wyjazdu na Bornholm w długi weekend „ Bożocielny”  był Igor.

MKT Team i Radek podłączyli się wiedząc, że wyprawa będzie super. Przygotowania zaczęliśmy parę tygodni wcześniej rezerwując promy: Świnoujście –Ystad – Ronne – Ystad  i z powrotem  Karlskrone – Gdynia. Takie zaplanowanie pierwszej  części morskiej podróży – prawą piętą do lewego ucha -  zapewniło nam dotarcie na  Bornholm  w piątek wczesnym rankiem około 9.00 a nie o 11.30 gdybyśmy płynęli  bezpośrednio do Ronne. Dodatkową atrakcją było to , że prom Ystad –Ronne-Ystad to super szybki prom typu katamaran.

Na trasę wyruszyliśmy rano w czwartek 3-ego.

 

 

 

W Sochaczewie dołączył do nas Wojtas z Zakonu Motocyklowego (reprezentował PRM  podczas spotkania w Biskupinie) który również wybierał się na Bornholm a który pożegnał się z nami w Szczecinku gdzie połączył się z kolegami. Na Bornholmie nasze drogi tylko się literalnie przecięły ale machaliśmy do siebie zaciekle.

 

 

 

Po dotarciu do portu w Świnoujściu w portowej knajpie pani kelnerka z wyraźnym ADHD na widok naszych uniesionych szczęk w kaskach wybuchła  „perlistym” śmiechem wykrzykując „.o delfiny” !

 

 

 

Na prom zaokrętowaliśmy się jako pierwsi i dzięki temu mieliśmy trochę czasu by przekonać panie w recepcji by znalazła nam wspólna 5-cio osobową kabinę lub 1-ynkę dla Radka. Niestety nie udało się i Radek wylądował w  kabinie 4 osobowej z kierowcami. Nie  było tak źle, wcześnie poszedł spać a i wstał bardzo zadowolony.

 

 

 

MKT  nie byli w więzieniu w Radomiu ale kajuta którą dzieliliśmy z Igorkoskimi była  na pewno bardzo do takowej podobna. Spała jedynie Magda „wyczerpana” po swojej pierwszej 600 km  trasie jednego dnia  ever i do tego na nowym  Pięknym Eryku.

 

 

 

Na ziemie Szwecką  zeszliśmy około 6.00 rano w pogodny ,słoneczny choć chłodny poranek.

 

 

 

Do promu na Bornholm mieliśmy około 1,30 minut które przeznaczyliśmy na kawkę i śniadanie na najbliższej stacji benzynowej.

 

 

 

 

Katamaran przyjął nas swoją rozdziawioną paszczą bardzo punktualnie i dostąpiliśmy zaszczytu postawienia naszych maszyny na miejscach oznaczonych „MC” .

 

 

 

Mam nadzieję, że Kongres nie wypowie nam z tego powodu wojny.  Katamaran zasuwał ostro – widać było że kierowca lubi iść na kolanko  ale maszyna była dobrze wyważona i nie przechylała się za bardzo .

 

 

 

 

 

Moc i moment musi mieć dobrze zestrojony bo jak widać na zdjęciach wiatr utrzymuje Igora i Radka w dość dużym wypadzie do przodu. No i w końcu Bornholm – wyspa rowerzystów, mew, artystów, największej ilości dni słonecznych na Bałtyku, spokoju i pięknych widoków.

 

 

 

Odwiedzone miejsca to:                   

1) NaturBornholm w okolicy Aakirkeby – muzeum o historii Bornholmu 

 

 

 

2) farma motyli w Nexo

 

 

 

3) Gudhjem miasteczko artystów i mnóstwa galerii – pierwszy „alpejski” zjazd Magdy i jej pierwsze „alpejskie” winkle, do Gudhjem prowadzi dość stromy zjazd a wyjeżdża się czterema alpejskimi agrafkami 

 

4)  Hammershus – najbardziej północna część  wyspy z pięknymi klifami i ruinami XIII wiecznego zamku.

 

 

Po kilku godzinach sycenia się Bornholmem wylądowaliśmy z powrotem w Ronne gdzie udaliśmy się na  ryneczek na ostatnią „Tuńczykową” kawkę i małe co nieco. Już w porcie spotkaliśmy polkę która miała córkę w Ystad i obiecała nam pomoc w znalezieniu taniego noclegu – jako że cały czas działało „planowanie dynamiczne” wydało się to dobre rozwiązanie – pomoc lokalesa w znalezieniu noclegu. Po wylądowaniu w Ystad faktycznie miła córka zaoferowała się że nas podprowadzi do hoteliku co prawdą w stronę Malmo ale tylko 15 km. A więc ufnie udaliśmy się za przystosowaną lokalną dziewoją i jej odważną Mama. Zaczynało się robić ciemno. Zapadała noc. Po około 20 km dotarliśmy do hotelu nad brzegiem morza w którym pokoje były ale po 1600 koron za pokój dwuosobowy !!!  Miło podziękowaliśmy i…z powrotem w stronę Ystad na drogę do Karlskrony szukać motelu. Parę kilometrów za Ystad dopadliśmy jakiś hotel – wszystko zamknięte, ciemno. Godzina 23.00.  Nie zrażeni znaleźliśmy na drzwiach  telefon i dzwonimy. Niestety nie ma wolnych pokoi.  Wpadamy na pomysł by użyć bazy hotelowej z GPS – i udało się! Maszyna pięknie wylistowuje hotele od najbliższego około 6,5 km  po najdalsze do 150 km i dalsze z adresami i telefonami. Wystarczy tylko wcisnąć JEDŹ by znaleźć się w ciepłym łóżeczku.  Dzwonimy do pierwszego i najbliższego …..jest  wolny ale mają tylko  pokój 5-cio osobowy, cena 1900 koron ze śniadaniem dla wszystkich.

 

 

   Pamiętny  nieprzespanej poprzedniej  nocy w kajucie Krzysztof ½ MKT wybrzydza i dzwonimy jeszcze do kilku w poszukiwaniu 2-jek. Niestety nic nie ma. Trudno – ustępuję i udajemy się w ciemną noc kierowani jedynie przez wskazania GPS. Po 6,5 km docieramy na miejsce , nie widzimy za bardzo co to za  miejsce ale z dojazdu poprzez pola orientujemy się że to jakaś agroturystyka. Ku naszemu pozytywnemu zaskoczeniu są dwójki. Padamy i zasypiamy.  O poranku wita nas cudne słońce w bardzo przytulnym gospodarstwie agroturystycznym parę km od Ystad ( N55°30’077” E13°49’824”  www.brantaas.com) z bardzo fajnymi gospodarzami – on zna parę słów po polsku oczywiście „k….a m…..ć” i na „zdrowie” i „piwo” poprzez polskich robotników którzy pracują u niego po parę miesięcy jak i synową. Wyspani i napojeni około 11.00 wyruszamy do Karlskrone drogą 19 nad brzegiem.

 

 

 

Igorek prowadzi ale widać , że coś mu chodzi po głowie i tylko czeka by dać drapaka w bok. I wkrótce kierunkowskaz w prawo i zjeżdżamy  coraz bardziej w głąb lasu przez cudowne osiedla aż dojeżdżamy do morza.  Wspaniała chwila relaksu na plaży, obowiązkowa kąpiel w morzu i plany że koniecznie musimy tu kupić ziemię i zamieszkać.

 

 

 

Znowu wracamy na 19 – fajny asfalt, fajne widoki super pogoda i towarzystwo !! Czy może być coś lepszego ! Ano może! Igorka znowu nosi i rozgląda się jakby czegoś szukał …i znowu kierunkowskaz w prawo i zjeżdżamy do wspaniałego hoteliku z restauracją na małe co nieco                     ( www.guo-vardshus.se)  I to jest to! Śliczny dworek ze wspaniałym tarasem spoglądającym na zatokę z długim molem i małą przystanią. Żarcie bomba. I znowu „kupujemy” i się osiedlamy !

 

 

Posileni cieleśnie i duchowo dojeżdżamy do Karlskrone gdzie Igor porusza się jak u siebie w domu ! Parkujemy maszyny na rynku i udajemy się na spacerek. Jedyna kolejka jaką widzimy to do lodziarni. Porcje lodów OGROMNE ale co to dla nas. Okazują się takie sobie ale zaliczone. Po dotarciu do portu spotykamy naszych  motocyklistów wracających ze Szwecji i wszyscy okrętujemy się na znacznie większym promie niż ten do Ystad. Kajutę mamy super – z oknem i dużymi łóżkami.

 

 

 

Mamy wykupioną kolację i śniadanie co okazuję się dobrym pomysłem – spory bufet z dobrym jedzeniem bez ograniczeń. Noc dla nas mija spokojnie , ale nie dla wszystkich, około 6 rano gdy idziemy na śniadanie spotykamy niedobitki uczestników imprez nie tylko tanecznych w dwóch restauracjach i kasynie,  spotkani wieczorem motocykliści opowiadają  jak ochrona uciszała grupę Szwedów. A więc wszystko po staremu.  A mówi się ze to my rozrabiamy.

 

 

 

Około 8.00 jesteśmy znowu w kraju. Szybki rajd pustymi ulicami Gdyni do Sopotu a tam …zaskoczenie . Ni stąd ni z owąd pojawił się ogromy hotel Sheraton zamykający perspektywę mola na Monciaka , zmieniający ulicę i przyćmiewający swoją wielkością  Grand Hotel. To już nie ten sam Sopot który my znamy. 

 

 

 

Magda od samego rana parokrotnie  zawiadamia nas że jeszcze nigdy nie była w Malborku i że nadszedł czas aby ten stan zmienić. A więc kurs na Malbork. Podjeżdżamy pod sam zamek i szukamy biletów indywidualnych. Niestety trzeba  wejść z przewodnikiem a najkrótsza trasa to 2,5 h.

 

 

 

Magda zostaje sama na polu historii polski a my udajemy się na trawkę pod jałowcami  by w cieniu rozmawiać o życiu i jego zawiłościach. Magda  nie wytrzymuje całej wycieczki i po około 1,5 godziny wraca z rozpromienioną twarzą . Oczywiście też „kupujemy” Malbork i będziemy tu mieszkać! Radek czuje już parcie domu i rodziny wiec żegnamy się pod zamkiem i wyrusza jak najszybciej do domu. My natomiast resztę drogi tniemy z Igorkoskimi z małym popasem pod Toruniem.

 

 

 

Około 20.00 jesteśmy już w Warszawie.

Jeszcze tylko mała kawa u Doroty i Igora i …do domu.

I koniec.

I znowu czekania na następny wyjazd z THE CLUB i jego wspaniałymi kolegami i przyjaciółmi.

Dziękujemy WAM za wspaniałe dni.

 

 I JESZCZE TAKI MAŁY, ACZKOLWIEK WAŻNY, ANEKSIK OD MAGDY:

Podczas jazdy na Bornholm powstało pojęcie Odbloker.

Jest to siła sprawcza powodująca iz motocyklista/tka jadaca jak d.... wołowa, doznaje olśnienia :)
Dla mnie (Magdy) takim Odblokerem na naszym wyjezdzie bornholmskim był Radzio, który podzielił się wiedzą ze swoich szkolen i praktyki, a potem cierpliwie ćwiczył ze mną winkle, co mnie całkowicie odblokowało (bo zmiana motocykla okazała się pewnym wyzwaniem :) ) i mam juz znowu fantastyczną radochę z jazdy, a i dynamika się wyraźnie poprawiła - co powtarzam za moim Mistrzem Igorem :)


Radziu - nauczyciel z Ciebie pierwszorzędny !!!!

Dziękuję :)

 

 

MKT Team.